Artykuł Etyka

Artur Szutta: Moralne granice żartu

Są tacy, dla których każdy dowcip jest niemoralny – budzi rechot, który jest oznaką wywyższania się, znieczulenia lub bezmyślności tego, który się śmieje. O tych autorach przeczytacie w innych artykułach niniejszego numeru „Filozofuj!”. Są też tacy, którzy twierdzą, że żarty można oceniać jedynie przez pryzmat piękna, nie ma złych moralnie dowcipów, są tylko te genialne, takie sobie i słabe. Są też jednak i tacy, których zdaniem w świecie dowcipów istnieje granica między dobrem i złem moralnym. Nasze pytanie brzmi: czy taka granica istnieje, a jeśli tak, którędy przebiega?

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 1 (25), s. 14–15. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


To tylko żart!

Możliwości są różne. Możemy w przebraniu ducha wyskoczyć zza rogu, aby przestraszyć niespodziewającą się niczego babcię, możemy podstawić nogę przechodzącemu koledze, oznajmić poważnym głosem koleżance, że właśnie została zwolniona z pracy z powodu cięć kosztów w firmie. Możemy też rzucić coś dowcipnego o walczącej z nadwagą albo porzuconej przez męża znajomej, opowiedzieć podszyty erotyką kawał, albo „śmieszną” historię o dziesięciu Żydach chowających się przed esesmanem za drewnianym słupkiem. Na widok zażenowania naszych słuchaczy, łez albo gniewnego wyrazu twarzy odpowiadamy: przecież ja tylko żartowałem.

Żarty nie są na serio. Polegają na łamaniu konwencji, na zaskoczeniu – dzięki temu przecież są śmieszne. Jeśli ktoś w żartach na przykład przypisuje blondynkom czy Rosjanom głupotę, Żydom chciwość, czarnoskórym lenistwo, a muzułmanom chorobliwą nienawiść do niewiernych, nie twierdzi przecież, że są oni tacy naprawdę. Kiedy w żartach mówię znajomemu, że ma coś na głowie, nie może mieć do mnie pretensji, że nic tam nie znalazł. Jeśli się obrazi, będzie to tylko oznaczało, że nie ma poczucia humoru. Czy jednak zawsze?

Żarty mają konsekwencje

Jak zauważa John Morreall, autor Comic Relief. A Comprehensive Philosophy of Humor, jednej z najciekawszych książek poświęconych filozofii humoru, chociaż nie można oceniać żartów przez odwołanie się do niemoralnych intencji autorów, do tego, że kłamią albo głoszą obraźliwe dla innych poglądy, to mamy inne możliwości moralnej oceny dowcipu. Żarty bowiem mają swoje dające się przewidzieć konsekwencje, mogą krzywdzić, przynosić moralne szkody.

Do istoty humoru zdaniem Morrealla należy towarzyszące rozbawieniu zdystansowanie się do tego, co nas śmieszy. Oznacza ono pewne odcięcie się od przedmiotu żartu. Jeśli śmiejemy się z człowieka, który wyrżnął jak długi na śliskim chodniku i teraz leży cierpiący, śmiejąc się z niego, stajemy się, przynajmniej na moment, niezdolni do współczucia, trywializujemy jego cierpienie. Zatem skutkiem szerzenia niektórych dowcipów może być znieczulenie na krzywdę i niesprawiedliwość.

Ponadto, opowiadając np. seksistowskie albo rasistowskie dowcipy, możemy, nawet niechcący, propagować krzywdzące dla innych grup społecznych stereotypy lub przesądy. Inni ludzie mogą być przez to postrzegani w społeczeństwie jakby rzeczywiście posiadali wady, które się im w żartach przypisuje, i w konsekwencji cierpieć dyskryminację, pozbawienie szans na lepsze, godziwe życie. Jak pisze Morreall, nie powinniśmy się śmiać, gdy sytuacja domaga się współczucia.

Wyjątki

Czy to oznacza, że nie można się śmiać z nikogo? Że opowiadając dowcipy, musimy wymyślać fikcyjne grupy, jakichś nieokreślonych kosmitów, postaci z równoległych światów? Otóż zdaniem wielu autorów (np. Barrego Smitha) nie – grupy społeczne cieszące się politycznymi lub ideowymi wpływami, politycy, reprezentanci dominujących religii, ideologii mogą być przedmiotem ośmieszających ich dowcipów. Szczególnie wówczas, gdy śmiech pozostaje jedynym narzędziem, aby nimi „potrząsnąć”, zmusić do otwarcia się na perspektywy innych grup.

Nawet wówczas, gdy nie ma takiej konieczności, żarty szerzące negatywne stereotypy o grupach lepiej usytuowanych nie podlegają tak surowej ocenie jak dowcipy o blondynkach czy innych „słabszych”. Jak twierdzi Morreall, cieszą się one tak dużym prestiżem i szacunkiem, że odrobina nawet szyderczego śmiechu im nie zaszkodzi.

Jakie zasady?

Czy można zatem sformułować odpowiednie zasady moralnej dopuszczalności dowcipu? Czy można powiedzieć: z takich a takich grup śmiać się wolno, a z innych nigdy? Albo że z danej grupy można się śmiać tylko przy spełnieniu takich a takich warunków? Uważam, że zaproponowanie takich zasad byłoby niepożądane, a może nawet niebezpieczne.

Spójrzmy na taki oto dowcip:

Wnuczek z dziadkiem siedzą na ganku. W pewnym momencie dziadek woła:
– Wnusiu popatrz, jaki piękny zachód słońca!
– Dziadku, co ty gadasz – odpowiada wnuczek – toż to nasza stodoła się pali!

Być może niektórych z was ten żart śmieszy, ale czy – mógłby powiedzieć jakiś nadgorliwy wojownik na rzecz sprawiedliwości dowcipów – nie śmiejemy się wówczas z osób starszych i ich niedołężności? Czy to nie jest przejaw naszego znieczulenia, które opowiadanie takich dowcipów tylko pogłębia?

Załóżmy, że w naszym kraju przestrzegania zasad dopuszczalności moralnej dowcipów pilnuje sztuczna inteligencja. Kieruje się np. opisaną powyżej zasadą nieszerzenia stereotypów krzywdzących słabsze grupy społeczne. Powstają dwa pytania. Po pierwsze, czy powyższy dowcip powinien zostać uznany za niesprawiedliwie krzywdzący? Po drugie, jeśli tak, to czy osoby opowiadające takie dowcipy powinny spotykać jakieś sankcje, np. grzywny lub więzienie?

Stary, mądry Arystoteles

Wydaje się, że jak mądrych zasad byśmy nie zdefiniowali, to ich żelazne przestrzeganie zawsze kończyłoby się dla nas tragicznie. Być może nawet, na zasadzie równi pochyłej, doszłoby do zakazu wszelkiego dowcipu, a zawód komika by zaginął. Nasze życie byłoby smutne i nieznośne – choć może doskonale sprawiedliwe.

Lepszym rozwiązaniem jest, jak sądzę, przyjęcie, że ustalenie za pomocą ogólnych zasad granicy dopuszczalności moralnej żartów jest niemożliwe. Pozostaje nam tkwić w dotychczasowym nieuporządkowaniu, licząc jedynie na osąd nielicznych tych, którzy mają taktowne poczucie humoru, o którym pisał w Etyce Nikomachejskiej Arystoteles, a także w swoim eseju Natasza Szutta (zbieżność nazwisk – nie z Arystotelesem oczywiście – nieprzypadkowa).


Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: trasnik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy