Fragment z klasyka

Tytus Lukrecjusz Karus: Wieczność miniona i przyszła

Życie publiczne uważali epikurejczycy za źródło zmartwień i przeszkodę w osiągnięciu szczęścia, dlatego głosili zasadę „Żyj w ukryciu”. Nie należy się więc dziwić, że o życiu Lukrecjusza nie mamy prawie żadnych informacji, poza tą, że był związany z Rzymem i przyjaźnił się z Markiem Cyceronem, który wydał po śmierci poety jego niedokończone arcydzieło literackie O naturze wszechrzeczy. Nie dajmy się zwieść heksametrycznej formie: poemat Lukrecjusza to dzieło filozoficzne, zakorzenione w tradycji epikureizmu.

Tekst ukazał się w Sokrates i syreny. 55 podróży filozoficznych po świecie podksiężycowym i nadksiężycowym, s. 132–136. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


O naturze wszechrzeczy

II 1–22

Miło w czasie burzy morskiej, gdy życia sam nie narażasz,
Patrzeć z brzegu na trudy wichrem gnanego żeglarza,
Nie stąd, że cudza męka radość ci może przynieść,
Lecz że przykrości widzisz, które gdy zechcesz – ominiesz.
Miło też walkę mężów oglądać w wielkich bojach,
Gdy z daleka bezpieczna całość i wolność twoja.
Ale najmilej zająć wyniosłe miejsca na szczytach
Myśli, gdzie rządzi wiedza, wysiłkiem mędrców zdobyta,
Skąd być patrzył przygodnie na wszystkich wkoło bliźnich,
Jak, drogi życia szukając, po ziemskiej błądzą ojczyźnie.
Walczą, by zdobyć zdolność, by cześć dla rodu wzbudzić,
Dni i bezsenne noce trawią w nadludzkim trudzie,
Aby najwięcej posiąść, siłą czy sprytnym kruczkiem.
O marne ludzkie głowy, oślepłe serca ludzkie!
W jakich ciemnościach mija i w bólu życie dokoła!
Jakże nie wiedzieć tego, o co natura woła:
Aby nie pragnąć więcej, jak tylko tego, by ciało
Cierpienia nijakiego ni bólu nie zaznało,
A duch, od lęku wolny, doświadczał miłych wrażeń.
Przecie tak mało trzeba odkładać ciało w darze,
To zaś, co ból łagodzi i byt spokojem mości,
Może być sercu prostemu krynicą tylu radości.

V 146–169

Również uwierzyć trudno, aby bogowie święci
Mieli siedziby w jakiejś naszego świata części.
Zwiewna natura bogów, z dala od zmysłów stojąc,
Ledwie naszym umysłem chwycić się da i pojąć.
Jeśli zaś dotykowi naszych się rąk wymyka,
Sama też żadnym sposobem rzeczy nie może dotykać,
Które są dla nas uchwytne. Bo temu, co samo dotknięte
Zostać nie może, jest także dotykanie odjęte.
Muszą więc mieć siedziby, inne niż my, bogowie:
Lekkie jak oni. Kiedyś szerzej ci o tym powiem.

Mówić znów, że dla ludzi stworzyli bogowie z nieba
Cudną naturę świata, i że ich sławić trzeba
Za wspaniałe ich dzieło, i twierdzić, że koniecznie
Musi to, co stworzyli, najlepsze być i wieczne,
Że się nie godzi ludziom, dla których już na zawsze
Wszystko ustanowiły potęgi najłaskawsze,
Wstrząsnąć świata posady albo bluźnierczem słowem
Ład światowy wywracać – te wszystkie tak nienowe
Zdania są jednem wielkiem głupstwem, Memmiuszu drogi.
Cóż bowiem nieśmiertelny ród bogów oraz bogiń
Szczęsnych mieć będzie z naszej wdzięczności? Czyżby dla nas
Coś jeszcze czynić mieli za te podziękowania?
Cóż by nowego mogło tak znęcić ich i skusić
W ich spokoju, by chcieli ten spokój swój naruszyć?

V 216–234

Czemu natura w morzach i w krąg na ziemi żywi,
Ciągle mnożąc, ród zwierząt wrogi nam i straszliwy?
Czemu nam tyle chorób przynoszą pory roku?
Dlaczego śmierć wędrowna nigdy nie wstrzyma kroku?
Dziecko – jak na brzeg wyrzucony przez morskie fale
Rozbitek – leży nagie, nieme, pomocy wcale
Nie ma do życia, odkąd w męce je z matki łona
Wyda na świat natura sroga i niewzruszona.
Kwili więc na tej ziemi, na której mu wypadnie
Tyle boleści przeżyć, radości prawie żadnej.
Oto bydlętom lepiej, oto drapieżcom wszelkim
Nie trzeba ni grzechotek, ni pieszczot rodzicielki,
Ani słów kołysanki; one na srogie mrozy
Czy upały nie muszą szat odpowiednich włożyć,
Ani im broń potrzebna, ani wysokie mury,
By mienia swego strzegły, bo wszystko od natury
Mają hojnie i wszystko ziemia im sama rodzi.

VI 50–67

Wszystko inne, co w niebie się dzieje i na ziemi,
Na co patrzą śmiertelni oczami lękliwemi
W strachu bogów i umysł zginając jak najniżej,
Przerażonym ciałem na ziemi leżąc krzyżem –
Sprawia, że przyczyn rzeczy nie znając, wierzą oni
W bogów władzę potężną, w bogów nadziemskie trony.
Widząc różne zjawiska, dla których podać nie mogą
Przyczyn, zaraz ich sprawstwo możnym przyznają bogom.
Bo i ci, co spokojny byt bogów przyjąć mogą
Za prawdę, nieraz w dawny zabobon zwykli popadać
Dziwiąc się, jak być może, by niebem nikt nie władał.
Zaraz więc, nieszczęśliwi, gdy tylko spojrzą nad ziemię,
Kładą sobie na barki okrutnych władców brzemię,
We wszystkim, co sobie uroją, widząc zrządzenie boże.
Biedni, nie wiedzący, co może być, co nie może,
Jakie granice mocy rzecz każda w sobie zawiera,
Co każe rodzić się życiu i co mu każe umierać,
Jak ślepi, od prawdziwej coraz są dalsi drogi.

III 161–176

Ten wywód już tłumaczy, że równie duch, jak dusza
Cielesnej są natury; bo jeśli w ruch wprawiają
Członki, ze snu nas budzą, kształt twarzy odmieniają,
Jeśli całym człowiekiem kierują, jak sternik okrętem,
To zaś bez dotknięć zgoła byłoby niepojęte
(A dotknąć tylko ciała można), więc tym cię zmuszę
Przyznać, że z ziarn materii są duchy oraz dusze.
Zatem dokładnie widzisz, że razem z ciałem twojem
Duch cierpi, czuje ciała bóle i niepokoje.
Kiedy, chociaż ci pocisk ostrzem srogiem przebije
Kości i nerwy, lecz nie śmiertelnie, i jeszcze żyjesz,
Jednak odczuwasz słabość i słodki pęd ku ziemi,
Zawrót głowy, gdy padasz, gdy ciało ból ci przenikł,
Gdy się niepewnie dźwigasz i chwiejąc się upadasz;
Musi więc duch zarówno z cielesnych drobin się składać,
Jeżeli go cielesną porazić można strzałą.

III 830–869, 894–903, 972–977

Nic więc śmierć nie ma do nas. Cóż moc jej może wskórać,
Kiedy ducha naszego śmiertelna jest natura!
I podobnie, jak ongiś żadnej nie czuliśmy trwogi,
Kiedy zewsząd ze śmiercią szedł Kartagińczyk srogi,
Kiedy zgiełkiem wojennym i najkrwawszą potrzebą
Cały świat drżał dokoła i krzykiem bił w niebo,
Kiedy się rozstrzygało, kto całą moc posiądzie
Władzy nad ludzką rzeszą, na ziemi i na lądzie –
Tak też, gdy nas już nie będzie, gdy zerwie się ciała i duszy
Spójnia, która nas tworzy, nic nie zdoła nas wzruszyć
Wtedy, bo nas nie będzie, i nic nie wydarzy się dla nas
Ani pobudzi czucie, choćby ziemia zmieszana
Z morzem, a morze z niebem szalały w swych odmętach.
Jeśli przypuścić nawet, że dusza, choć ciału odjęta,
Czuje jednak dalej, własności swej nie zmieni,
Cóż by mieć mogła do nas, nas, cośmy poślubieni
Związkiem ciała i duszy, stoimy przez ich spójnię?
Nawet gdyby materię naszą, gdy w śmierci runie,
Złożył na nowo kaprys czasu i odbudował
Życie, jak dziś, to cóż by dało życie od nowa,
Jeśliby człek powtórny przeszłości nie pamiętał.
Skoro raz bytu ciągłość zerwana, rozdzierzgnięta,
Cóż by nas obchodziło, co było z nami? Wszak obaw
Nie zna serce o tamtych, co dawno legli w grobach!
Gdy wspomnisz, jaki bezmiar przeszłości za nami leży,
Jak różnorakie są ruch materii – łacno uwierzysz,
Że ziarna, których układ dzisiaj nas właśnie tworzy,
Mogły już nieraz przedtem tak samo się ułożyć;
Mogło tak być – cóż, kiedy nic z tego nie pamiętam.
Bowiem porwana ta przeszłość i pamięć jej pęknięta,
Bo przerwa była w życiu i ruchy ziarn szalone
Od zmysłów w krąg odbiegłszy, zgubiły pamięć onę.
Istnieć też musiałby ktoś ów wtedy, gdy przyszłość niesłodka
Przyjdzie nań, kiedy mają go owe cierpienia spotkać –
Tego zaś śmierć nie dopuszcza, ona, co istnieć wzbrania
Dalej, i tak przed wszelkiem przyszłem cierpieniem osłania.
Czemuż więc bać się śmierci? Cios żaden nie ugodzi
Tego, kogo już nie ma. I nic nam z poprzednich narodzin,
Skoro od śmierci bezśmiertnej śmiertelne życie uchodzi.

[…]

Już cię dom nie powita ani małżonki kochanie,
Dzieci najmilsze już nigdy nie wyjdą na twoje spotkanie,
Ich pieszczoty radością już serca ci nie napoją.
Oto już utraciłeś władzę i możność swoją.
Oto już swoich bronić nie zdołasz, o, niebogi!
Jakże to jeden dzień czarny tyle dni skończył błogich!”
Lecz tego nie dodadzą: „Nigdy już za tem wszystkiem
Nie zatęsknisz, co było ci ważne, drogie i bliskie”.
A szkoda. Gdyby ze słów tych słuszne wysnuli wnioski,
Byliby wolni od żalu, obawy i ciężkiej troski.

[…]

Patrz – cała wieczność miniona dla ciebie nic nie znaczy,
Wszystko, co było przedtem, nim tyś ten świat zobaczył.
Oto zwierciadło, które nam jawi Natura szczera,
Byśmy znali przyszłość i mogli bez trwogi umierać.
Cóż w tym obrazie dojrzysz strasznego? Czy może zasmucić
Myśl o śnie najgłębszym, którego nic nie zakłóci?

Przełożył Edward Szymański


Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy