Kognitywistyka Próby filozoficzne

Filip Bieńkowski: Czy obserwujemy własne stany psychiczne? Spór o introspekcję we współczesnej filozofii umysłu i kognitywistyce

Introspekcja, od łacińskiego słowa „introspectio” oznaczającego dosłownie spoglądanie wewnątrz, jest terminem nazywającym domniemaną zdolność ludzkiego umysłu do obserwacji swoich własnych stanów (tak więc może być dokonana tylko w pierwszej osobie). Jest to bardzo fascynujące zagadnienie, ponieważ jest ono bezpośrednio bliskie każdej istocie ludzkiej. Mimo to jednak większość ludzi nie poddaje go żadnej dogłębnej analizie, lecz przyjmuje ją za coś oczywistego, czemu nie warto poświęcać cennego czasu.

Tekst ukazał się w dziale „Próby filozoficzne”, poświęconego pracom adeptów filozofii.


W poniższej pracy postaram się przybliżyć to zagadnienie, a także poddać je analizie oraz odpowiedniej krytyce. Ma to na celu ustalenie granic naszej zdolności do obserwacji własnych stanów psychicznych, stworzenie swoistego jej modelu. W pierwszej części przybliżę dotychczasowe ustalenia wybitnych badaczy introspekcji, co ma na celu stworzenie swoistej podstawy teoretycznej dla moich przemyśleń, punktu wyjścia dla rozważań. Na początku przedstawię ustalenia Davida M Armstronga, który to w swojej pracy przedstawia argumenty skłaniające czytelnika ku zaakceptowaniu poglądu o istnieniu introspekcji, zdolności umysłu do obserwacji samego siebie.

Następnie przybliżę prace zadeklarowanych przeciwników introspekcji: Gilberta Ryle‘a oraz Richard E. Nisbetta i Tim DeCamp Wilsona. Należy jednak zwrócić uwagę, że przyjmują oni dwa różne podejścia do jej krytyki. Ryle zarzuca jej błędność na poziomie konceptualnym, zaś Nisbett i Wilson opierają się o wyniki rozmaitych badań ukazujących rozbieżność między sprawozdaniami słownymi o naszych procesach psychicznych, a ich faktycznym przebiegiem.

W części drugiej pokuszę się o subiektywną analizę zagadnienia introspekcji, wskażę jakie wiążą się z nią trudności oraz przeszkody, starając się zarazem wyznaczyć  jej swoiste granice, by dotrzeć w rozdziale trzecim do konkretnych ustaleń umożliwiających oparcie dotychczasowych ustaleń na solidnych fundamentach i wyraźne określenie charakteru obserwacji introspekcyjnej.

David M. Armstrong

Definicja introspekcji według Armstronga wygląda bardzo podobnie do tej przedstawionej nam przez Gilberta Ryle‘a. Również uważa on introspekcję za swoisty „szósty zmysł” stanowiącą zdolność umysłu do spostrzegania swoich własnych stanów.

Istotną cechą modelu introspekcji Armstronga jest jego niezależność od zdolności do korzystania z mowy. Można tej niezależności domniemywać na podstawie obserwacji małych dzieci, oraz zwierząt. Wiedząc, że posiadają one „pragnienia, postrzeżenia i obrazy umysłowe”, stawiamy hipotezę o ich świadomości posiadania takowych.

Armstrong zaznacza tutaj, że należy rozróżnić tutaj jeden stan umysłowy (myślenie o jabłku) od drugiego, introspekcyjnego (myślenie o myśleniu o jabłku): „Stan umysłowy nie może być świadomy sam siebie, podobnie jak człowiek nie może zjeść sam siebie”. Można rzecz jasna dyskutować o zasadności porównania użytego przez Armstronga (opierając się na spostrzeżeniu zasadniczej różnicy pomiędzy procesami jedzenia oraz myślenia) nadal jednak pozostaje w mocy argument oparty o spostrzeżenie niemożności wykonania przez umysł nieskończoności kolejnych, coraz to bardziej nawarstwionych, zagnieżdżonych w sobie operacji introspekcyjnych ze względu na ograniczone możliwości naszego umysłu (przywołany zostaje on również przez Ryle’a), który skłania nas do uznania potrzeby istnienia operacji introspekcyjnej, która to sama nie zostaje jej poddana.

Dalsze porównania introspekcji do spostrzeżeń cielesnych oparte są na dwóch zasadniczych jej cechach. Po pierwsze, jest to brak odpowiedniego, stosowanego w przypadku introspekcji, narządu. Po drugie, jest to indywidualizm, unikatowość, możność stosowania jej tylko przy analizie naszych własnych stanów umysłowych.

Pierwszym podobieństwem wskazanym przez Armstronga jest występowanie „smugi cienia”. Nie postrzegamy absolutnie wszystkich cech naszego otoczenia, wiele z nich jest przez nas ignorowanych tudzież ledwo zauważalnych. Identyczna sytuacja zachodzi w spostrzeżeniach introspekcyjnych.

W opozycji do tradycji racjonalistycznej, kartezjańskiej, Armstrong wyraźnie zaznacza, że spostrzeżenia umysłowe również mogą być zwodnicze, to jest – mogą doprowadzić do nabycia dezinformacji (błędnego przekonania) o przedmiocie naszej obserwacji.

Armstrong zwraca również uwagę na konieczność introspekcji jako czynnika umożliwiającego dopasowanie działań naszego umysłu do obecnej umysłowej sytuacji. Jako przykład takiego działania podane zostaje liczenie w pamięci, wymagające od nas wiedzy o obecnym stanie obliczeń. Można też wyobrazić sobie człowieka projektującego w swoich myślach posąg i potrzebującego informacji o obecnym „projekcie mentalnym”, aby móc dokonywać w nim zmian.

Rzecz jasna, nie każdy badacz jest skłonny do uznania introspekcji za „zmysł wewnętrzny”. Pierwszym zarzutem przywołanym przez Armstronga jest zarzut C. B. Martina, który to wysnuwa wniosek o niemożności posiadania introspekcyjnych postrzeżeń bez nabywania przekonań, co wynika z niemożności udostępnienia obiektu podanego przez nas obserwacji innym obserwatorom. Przykładem spostrzeżenia bez nabywania przekonania może być sytuacja, w której obserwowane linie wydają nam się krzywe, zaś my, chronieni przez swoisty pancerz wiedzy o faktycznym ich kształcie, nie nabywamy nowego przekonania dotyczącego ich kształtu. Armstrong uważa jednak tę niemożność za coś przypadkowego, pozbawionego faktycznego wpływu na zasadność porównania introspekcji do spostrzeżeń zmysłowych. „Mogę się sobie samemu wydawać rozzłoszczony, ale wiem, że jestem przerażony”.

Drugi zarzut, sformułowany przez Petera Geacha, opiera się na domniemanej niemożności utworzenia „introspekcyjnych obrazów”. Armstrong zwraca jednak uwagę na zjawisko z życia umysłowego człowieka mogące być uznane za zawierające owe obrazy. Mają to być swoiste „kopie” uczuć, będące ściśle powiązanymi ze zdolnościami empatycznymi człowieka. Kiedy widzimy, że ktoś staje bosą nogą na porzucony przez dziecko klocek lego, mamy ochotę odruchowo złapać się za nogę. Towarzyszące nam jednak w tej chwili uczucie trudno uznać  jednak za manifestację autentycznego bólu, zwłaszcza jeżeli obserwujemy właśnie reakcję „ofiary” rzeczonego klocka. Ta towarzysząca nam wtedy „kopia” bólu może być, zdaniem Armstronga, uznana za swoisty „obraz introspekcyjny”.

Warto wspomnieć również o argumencie Shoemakera. Uważa on,  że w przeciwieństwie do postrzeżeń zmysłowych, niemożliwym jest postrzeganie, że nie postrzegamy stanu umysłowego, ponieważ dokonanie takiej obserwacji wymusza na nas niejako spostrzeżenie owego stanu. Armstrong sprytnie omija ten zarzut reinterpretując ową sytuację z perspektywy trzeciej osoby.

Na koniec należy przywołać zarzut postawiony przez Wittgensteina. Uważa on, że nie jesteśmy w stanie obserwować własnych stanów psychicznych, sam fakt obserwacji zmienia bowiem nasz stan umysłowy: „Jestem skłonny potraktować sprawę tak, jak Hume” – odpowiada Armstrong – „to zwykła empiryczna trudność dla introspekcyjnej obserwacji”.

Kolejnym elementem istotnym dla utrzymania paraleli pomiędzy spostrzeżeniami zmysłowymi a introspekcją jest udowodnienie, że jest ona zdolnością do pewnego selektywnego zachowania w stosunku do nas samych, świadomości różnicy pomiędzy byciem na przykład smutnym, a niebyciem smutnym. Większość z nas ma różne sprawdzone sposoby  na poprawę humoru: jedzenie czekolady, palenie tytoniu czy też pisanie tekstów filozoficznych. Rzecz jasna, nie musimy być smutni żeby robić te rzeczy, jeżeli jednak robimy je celowo, aby przestać być smutnym, możemy na tej podstawie mówić o introspekcji jako o nabywaniu zdolności do pewnego selektywnego zachowania.

Introspekcja daje nam dane dotyczące zajścia pewnych zdarzeń myślowych zdolnych do wywołania konkretnych zdarzeń w ciele. Istoty obdarzone mową dochodzą na tej podstawie do wniosku, że wszystkie te stany są stanami jednego konkretnego, obiektu, bytu, substancji. Zdaniem Armstronga substancja ta jest niczym innym, jak właśnie umysłem. Znaczenie introspekcji w trakcie kształtowania się samoświadomości jest więc fundamentalne.

GILBERT RYLE

Gilbert Ryle, brytyjski filozof umysłu, nie pozostawia nam złudzeń co do swojego stricte negatywnego podejścia do zagadnienia introspekcji. Już przecież w pierwszym zdaniu rozdziału swojej książki „Czym jest umysł?” określa ją jako sztuczny, techniczny termin mający oznaczać pewien szczególny rodzaj spostrzegania, analogiczny do zmysłów węchu, smaku. Przedmiotem tego postrzegania miałyby być jednak nie rzeczy będące elementami namacalnego świata materialnego, lecz nasze własne stany psychiczne. Występują jednak pomiędzy tymi dwoma rodzajami spostrzeżeń istotne różnice.

Należy zwrócić tutaj uwagę na swoistą „ekskluzywność” spostrzeżeń introspekcyjnych. Podczas gdy ciężko nam uwierzyć w istnienie drzewa, które byłoby widoczne dla pewnych osób, zaś skryte przed wzrokiem innych, indywidualność przeżyć umysłowych jest czymś powszechnie uznawanym.

Ponadto, zdaniem Gilberta, introspekcja miałaby nie wymagać od nas posiadania żadnych specyficznych organów w biologicznym rozumieniu tego słowa. Co za tym idzie, człowiek ma być „zabezpieczony” przed różnymi zaburzeniami spostrzegania, które mogłyby wyniknąć z ich niesprawności, takimi jak ageuzja (niezdolność do odczuwania smaku).

Nie można jednak mylić pojęcia introspekcji z pojęciem świadomości w ogóle. Ta pierwsza zachodzi mianowicie tylko w wyniku świadomego aktu woli, zaś brak tej drugiej może budzić uzasadnione obawy co do stanu naszego zdrowia. Można zilustrować tę różnicę na prostym przykładzie: za przejaw świadomości można uznać myślenie o jabłku. Introspekcja będzie w tym przypadku myśleniem o myśleniu o jabłku.

Nietrudno zauważyć tutaj pewien problem, na który zresztą zwraca nam uwagę  Ryle. Zachodzi tutaj bowiem zjawisko stopniowego „spiętrzania” się kolejnych warstw introspekcji. Jeżeli bowiem zachodzi:

  1. myślenie o jabłku,
  2. myślenie o myśleniu o jabłku, to musi zajść także,
  3. myślenie o myśleniu o myśleniu o jabłku, i tak dalej, ad infinitum.

Przywodzi nam to na myśl fragment piosenki popularnego kiedyś kabaretu OTTO, zatytułowanej „Stirlitz i Kloss”: „On wie, że wiem. Ja wiem, że on wie. On wie, że ja wiem, że on wie.”

Codzienna praktyka pokazuje nam, jak trudno jest nam dzielić uwagę między dwie rzeczy naraz. Nie bez powodu rozmawianie przez telefon w trakcie prowadzenia samochodu karane jest mandatem. Niektórzy uważają nawet, że to, co określamy jako „podzielność uwagi”, jest w rzeczywistości błyskawicznym przerzucaniem jej z przedmiotu (obserwacji) na przedmiot. Trudno w takim wypadku obronić tezę, jakoby człowiek byłby w stanie dzielić swoją uwagę pomiędzy dosłownie nieskończoność kolejnych stopni introspekcji. Musi więc istnieć obok introspekcji drugi, bezpośredni sposób dostępu do zasobów naszego umysłu. Jeżeli jednak nasza wiedza nie zawsze bierze się z introspekcji, czy możemy być pewni, że ten proces zachodzi w ogóle?

Przytoczony zostaje również argument szkockiego oświeceniowego filozofa Davida Hume‘a. Istnieją bowiem skrajne stany emocjonalne, którym z definicji nie można się spokojnie, obiektywnie przyglądać. Przykładem takiego stanu może być rozpacz tudzież groza. Jedynym sposobem badania takich odczuć może być retrospekcja.

Jeżeli więc retrospekcja może być skutecznym sposobem na analizę części naszych stanów, czemu nie zastosować jej do wszystkich? Tym właśnie tokiem myślenia podąża Ryle:

Retrospekcja potrafi udźwignąć niejeden z tych ciężarów, do których niesienia powołano introspekcję.”. Czy można więc uznać ją za swoisty jej „substytut”?  Poważnym problemem retrospekcji, jako oddalonej w czasie, jest jej niedokładność, jest ona podatna na „wyparowanie i rozpłynięcie się”. Mimo to jednak stanowi ona dla nas źródło wielu cennych informacji nie tyle o stanach psychicznych, co o osobie,  która ich doświadcza.

Richard E. Nisbett, Tim DeCamp Wilson

W opozycji  do obozu „introspekcjonistów” stawiają się Richard Nisbett oraz Tim Wilson. W swoim artykule pod tytułem Powiedzieć więcej niż się wie. Sprawozdania słowne o procesach psychicznych dokonują przeglądu materiału dowodowego wskazującego na nieistnienie, tudzież marginalność introspekcji.

Rozpoczynają oni swój wywód od przedstawienia stwierdzonego badawczo faktu, że ludzie często opierają swoje sprawozdania z procesów umysłowych nie na dokonywanej ad hoc introspekcji, lecz na z góry przyjętych teoriach. Wiemy, że rozzłościło nas opóźnienie pociągu nie dlatego, że dokonaliśmy dogłębnej analizy naszych zjawisk umysłowych w konkretnej chwili, lecz dlatego że domyślamy się, że opóźnienia pociągów mogą powodować złość.

Zwracają oni również uwagę na inny fakt, mianowicie niemożność poddania analizie introspekcyjnej procesów percepcyjnych oraz pamięciowych. Jeżeli zapytamy Emmę, jak ma na imię jej mąż, odpowie nam ona po chwili, że Karol. Nie będzie ona jednak w stanie wyjaśnić, w jaki sposób doszła do takiej odpowiedzi, po prostu „pojawiła się” w jej umyśle. Kwestia introspekcyjnej analizy wyższych procesów myślowych pozostaje jednak nadal otwarta.

Richard Nisbett oraz Tim Wilson przytaczają następnie wyniki rozmaitych badań dotyczących świadomości badanych istnienia reakcji na bodźce. Ich wyniki wskazują na brak korelacji pomiędzy stopniem zmian w sprawozdaniu słownym, a stopniem zmian w zachowaniu. Można wysnuć z tego wniosek, że reakcja na bodźce jest niezależna od świadomych procesów myślowych.

Następnie omówione zostają eksperymenty sprawdzające świadomość zmiany naszych poglądów. Okazuje się, że osoby, których opinie na pewne tematy zmieniły się w toku badań, nie były świadome tego faktu. Proces ten często obserwujemy w życiu codziennym, należy jednak zwrócić uwagę na to, że nie mówimy tu o całkowitych zmianach światopoglądu o przysłowiowe sto osiemdziesiąt stopni, lecz takich, które dzieją się sukcesywnie.

Analizie zostają poddane również sprawozdania o procesach poznawczych. Okazuje się, że badani nie są zdolni do prawidłowego rozpoznania przyczyn swoich zachowań odmiennych od tych przejawianych przez grupę kontrolną. Podany zostaje tutaj między innymi przykład eksperymentu Nisbetta i Schachtera z 1966 roku. Wykazał on, że badani, którym podawano pigułkę placebo, opisaną jako wywołującą takie same objawy jak elektrowstrząsy, byli skłonni przypisywać objawy właśnie pigułce, nie zaś elektrowstrząsom, a co za tym idzie, byli zdolni znieść czterokrotnie większe natężenie prądu od badanych z grupy kontrolnej. Pod kątem badania możliwości introspekcji szczególnie interesuje nas reakcja badanych: „ Badani najczęściej odpowiadali (…) że u wielu ludzi prawdopodobnie wystąpi proces opisany przez eksperymentatora, lecz, o ile się orientują, u nich samych proces taki nie wystąpił”. Tak więc mimo że posiadali oni pewną wiedzę o działaniu ludzkiego umysłu, nie byli w stanie zastosować jej w praktyce.

Istotne jest także zjawisko spostrzegania podprogowego. Naturalną konsekwencją nieświadomości wystąpienia pewnych bodźców, jest niemożność zdania relacji z ich roli w naszym procesie myślowym.

Ważne są też sprawozdania badanych dotyczące procesów rozwiązywania problemów. Okazuje się, że część z nich, po zaprezentowaniu im wskazówki „fałszywej” przed wskazówką która była faktycznie pomocna, uznawało tę pierwszą za wyjaśnienie swojego rozwiązania. Znowu mamy więc tu przykład błędnych analiz naszych własnych procesów myślowych.

Nisbett i Wilson zwracają też uwagę na fakt, że ludzie okazują się nieświadomi wpływu obecności innych świadków na swoją chęć pomocy innym osobom. (Po co mam udzielać komuś pomocy, jeżeli w koło jest tyle innych gapiów? Ktoś na pewno mu/jej pomoże).

Ukazane zostają również przykłady sytuacji, w których badani nie złożyli sprawozdań o wpływie efektywnych czynników zewnętrznych na ich zachowania. Następują odwołania do badań wskazujących na ignorowanie przez badanych: wpływu skojarzeń ze słyszanymi wcześniej słowami, miejsca w szeregu ocenianych pończoch, udzielonych wcześniej informacji o jednej z osób z grupy, której zachowanie należało przewidzieć oraz „efektu aureoli” (Przypisywanie pozytywnych cech fizycznych osobom o przystępnych osobowościach, które darzymy sympatią.)

Pokazane jest też odwrotne zjawisko, to jest składania sprawozdań dotyczących faktycznie nieefektywnych bodźców. Przywołane są tu przykłady błędnych relacji dotyczących wpływu: usunięcia bądź dodania drastycznych fragmentów do czytanego tekstu na jego oddziaływanie emocjonalne, zewnętrznego hałasu na odbiór oglądanego filmu, uspokajającego fragmentu instrukcji eksperymentalnej na gotowość do poddaniu się elektrowstrząsom.

Wilson i Nisbett twierdzą zgodnie, że źródłem sprawozdań słownych wszystkich badanych osób nie była introspekcja, lecz przyjęte lub stworzone przez nas teorie dotyczące przyczyn zjawisk umysłowych. Większość z tych teorii nabywamy z naszego otocznia, z naszej kultury, subkultury, na drodze empirycznych obserwacji lub po prostu wiązania nowych reakcji z nowymi bodźcami (jestem strasznie smutny, od kiedy w mojej okolicy zaczęły jeździć pociągi. Ergo, mój smutek jest powodowany przez pociągi), albo po prostu podobieństwa bodźca do reakcji. Stąd wynika wiele z wymienionych powyżej błędów: „Splot, wzór i przejrzystość pończoch nylonowych wydają się reprezentatywne dla powodów skłaniających do wybrania ich jako najlepszych, podczas gdy ich miejsce na stole nie wydaje się reprezentatywne dla tych powodów.”.

Starają się oni również wyróżnić czynniki mogące mieć wpływ na poprawność  naszych sprawozdań słownych. W błąd mają wprowadzać nas: brak zdarzeń (badani często wolą wyróżnić jako czynnik zajście zdarzenia niebędącego bodźcem, niż niezajście zdarzenia które mogłoby być bodźcem. Wynika to w naturalny sposób z faktu, że zdarzenia przyciągają naszą uwagę skuteczniej niż ich brak), kontekst, odsunięcie w czasie, nasze (nierzadko, jak w przypadku oceniania pończoch na podstawie ich miejsca w szeregu) absurdalne mechanizmy oceny, zachowania niewerbalne, rozbieżność między wielością przyczyny i skutku („jest oburzające, że jeden słaby, żałosny człowiek, taki jak Lee Harvey Oswald mógł zmienić historię świata”).

Tworzenie porwanych sprawozdań słownych jest nam z kolei ułatwiane przez zgodność między subiektywnymi a rzeczywistymi wagami w czasie oceniania przedmiotów bądź sytuacji (kiedy na przykład wagi te zostały wpojone nam w procesie edukacji) lub proces uczenia się bez świadomości.

Richard E. Nisbett oraz Tim DeCamp Wilson kończą swoje rozważania, próbując ustalić, jakie czynniki wpływają na nasze skłonności do wiary w introspekcję? Pierwszym jest zjawisko mylenia treści umysłowych z procesami umysłowymi. Przykładem tego może być sytuacja, w której próbując przypomnieć sobie datę pewnego zdarzenia historycznego, określamy najpierw wiek, w którym miało ono miejsce. Przypomnienie sobie wieku również wymaga bowiem odwołania się do zasobów pamięci, i chociaż istotnie może być pomocne w procesie przypominania, nie jest ono tym procesem. (Mimo to jednak odwołanie do tych treści może zwiększyć poprawność naszych ustaleń, dzięki wiedzy o swoistych reakcjach na bodźce, zamiarach i uwadze albo wpływie konkretnych czynników na członków pewnych subkultur).  Drugim jest natomiast niewystarczające sprzężenie zwrotne (interpretowanie elementów rzeczywistości w taki sposób, by dopasować je do naszych tez). Trzecim z kolei są powody motywacyjne, charakterystyczna dla człowieka chęć wiary w absolutną kontrolę, wiedzę o jego własnym umyśle. Nic przecież nie przeraża nas tak bardzo jak to, czego nie znamy.

Postaram się zsyntetyzować dotychczasowe ustalenia innych autorów, oraz swoje własne przemyślenia w celu ustalenia, czy introspekcja rzeczywiście zachodzi, a jeżeli tak, to jaki jest jej zakres? Punktem wyjścia dla naszych rozważań będzie stworzenie definicji pojęcia introspekcji. Uwzględnić należy tutaj zarówno potoczne jej rozumienie, jak i perspektywy bardziej naukowe.

Introspekcja musi być przede wszystkim zdolnością przynależną istocie samoświadomej. Możemy wyobrazić sobie robota-psychiatrę, bezduszną maszynę o doskonałej znajomości meandrów ludzkiej psychiki, wykorzystującą niesprecyzowane elektryczne złącza, aby uzyskać zdolność do bezpośredniego wglądu w stany psychiczne pacjenta. Taka istota, mimo całej swojej wiedzy, nie będzie jednak zdolna do introspekcji, ze względu na brak odpowiedniego przedmiotu obserwacji. Chociaż istnieje JA-obserwator, brakuje tutaj JA-obserwowanego. (Te dwa pojęcia zostały wprowadzone przeze mnie w celu ułatwienia rozważań. JA-obserwator może zostać uznany za strumień świadomości ukierunkowany na introspekcję, JA-obserwowany reprezentuje natomiast stany psychiczne poddawane obserwacji). Zakładanym, że nawet jeśli automat może uzyskać wgląd w działanie swoich algorytmów, nie jest w stanie rozpoznać ich jako swoich (JA-obserwatora) procesów, co jest zasadniczym fundamentem introspekcji. Musi być procesem dokonywanym przez istotę samoświadomą. Musi dostarczać JA-obserwującemu informacji o JA-obserwowanym przy zachowaniu świadomości, że są to procesy zachodzące w umyśle obserwującego, będącego tutaj również obserwowanym.

Proponuję więc, na użytek tej pracy przyjąć następującą definicję introspekcji: jest to proces polegający na uzyskaniu przez istotę samoświadomą, świadomości doświadczenia jej procesu/procesów psychicznych z zachowaniem świadomości, że są to procesy zachodzące w jej umyśle. Ujmując to w „mojej” terminologii – proces polegający na uzyskaniu przez JA-obserwatora danych o JA-obserwowanym.

Podzielenie JA w procesie introspekcji na JA-obserwatora oraz JA-obserwowanego może budzić poważne zastrzeżenia. Czy dokonując takiej dychotomii, nie sugerujemy tutaj zajścia swoistego rozszczepienia jaźni? Jak niedorzecznie by to nie brzmiało, uważam że dokonanie takiego podziału, to jedyny sposób na stworzenie prawdopodobnego modelu introspekcji.

Procesem myślowym nazwiemy myślenie o zdjęciu jabłka („to jabłko jest czerwone”), zaś introspekcją będzie spostrzeżenie naszego procesu myślowego („myślę o tym, że to jabłko jest czerwone”). Pojawia się tutaj problem zdolności człowieka do jednoczesnego skupienia świadomości na kilku procesach. Czy procesy JA-obserwowanego (myślenie o jabłku) i JA-obserwatora (myślenie o myśleniu o jabłku) mogą zachodzić w tym samym czasie? Najoczywistszą odpowiedzią wydaje się odpowiedź przecząca: JA-obserwator może działać dopiero, kiedy skończy działać JA-obserwowany, nie można przecież myśleć o dwóch rzeczach naraz. Na czym jednak polega retrospekcja? Na odwołaniu się do zasobów pamięci w celu uzyskania informacji o procesie psychicznym, który zaszedł w przeszłości. Skąd jednak znalazły się
w naszej pamięci informacje o procesach JA-obserwowanego? Pamięć stanowi archiwum wiedzy o naszych przeszłych doświadczeniach. Nie można przypomnieć sobie słowa w języku, którego nie znamy ani nazwiska bohatera lektury, której nie przeczytaliśmy. Proces JA-obserwowanego musiał nie tylko zajść, musiał zostać również w jakiś sposób doświadczony, spostrzeżony. Tak więc to właśnie introspekcja, paradoksalnie, okazuje się procesem podświadomym. Nie znaczy to jednak, że nie zachodzi.

Kolejnym problemem dla każdego zwolennika introspekcji okazuje się zachodzenie swoistej nieskończonej pętli, stopniowego nawarstwiania się kolejnych jej warstw, przekształcaniu kolejnych JA-obserwatorów w JA-obserwowanych. Pomoc przychodzi tutaj z nieoczekiwanej strony: to właśnie nasza niewiedza o położeniu swoistej „introspekcyjnej granicy” może świadczyć o jej istnieniu. „Graniczny” proces introspekcyjny z definicji jest procesem, który sam nie zostaje jej poddany. Co za tym idzie, nie zostaje on doświadczony, ani zapisany w pamięci. Możemy więc domniemywać, że „graniczna” introspekcja w pewnym momencie zaszła, zaś brak naszej jej świadomości wynika z tego, że ona sama nie została jej poddana. Jeżeli jednak mimo wszystko podążymy szlakiem kolejnych warstw introspekcji, wejdziemy w pewnym momencie na grząskie bagno tworzenia hipotez dotyczących naszych stanów psychicznych, oraz kreowania konstruktów czysto językowych. Czy za powiedzeniem „teraz pomyślałem o myśleniu o myśleniu o …” rzeczywiście stoi pamięć tych wszystkich kolejnych stopni introspekcji?

Wiele krytyków introspekcji pozwala sobie na stosowanie różnego rodzaju porównań  oraz analogii: „Stan umysłowy nie może być świadomy sam siebie, podobnie jak człowiek nie może zjeść sam siebie”. Chociaż mogą być one użyteczne w procesie komunikacji, nie można pozwolić, aby stanowiły one  główną oś naszej argumentacji. W przeciwnym razie ignorujemy oczywisty fakt, że procesy myślenia oraz jedzenia są od siebie zasadniczo odmienne. Introspekcję możemy zasadniczo porównać tylko do innej introspekcji. Zważywszy no to, jak mało o niej wiemy oraz na to, że nie mamy pewności czy zachodzi
ona w ogóle, nie jesteśmy w stanie ocenić zasadności porównywania jej do czegokolwiek innego.

Za introspekcją przemawia również występowanie w naszym języku różnych słów używanych na oznaczanie stanów psychicznych. Jeżeli w języku, nie ma znaczenia jakim, występuje słowo „złość”, oznacza to, że musiała kiedyś, dla jakiegoś „jaskiniowca”, zajść potrzeba stworzenia słowa nazywającego ten stan. Istnieją dwie możliwości: „wynalazca” złości zauważył ją u samego siebie (co skłania nas do zaakceptowania introspekcji), tudzież u kogoś innego. Należy jednak zauważyć, że złość jest czymś zasadniczo innym dla otoczenia i dla osoby jej doświadczającej. W naszym języku (przynajmniej w tym konkretnym przypadku) posługujemy się pojęciem złości jako stanu psychicznego, a nie jego objawów. Tak więc nawet jeżeli do stworzenia tego pojęcia zainspirowany został ktoś przez osobę trzecią, musiał zajść proces introspekcyjny umożliwiający połączenie pewnych zewnętrznych objawów z konkretnym stanem psychicznym.

Klasycznym argumentem przeciwko introspekcji jest występowanie drastycznych stanów emocjonalnych takich jak rozpacz, których z definicji nie da się obserwować ze względu na ich siłę oddziaływania na psychikę. Należy zauważyć, że mimo iż nie da się dokonać chłodnej analizy oraz obserwacji w momencie ich wystąpienia, następuje ich doświadczenie, które może być analizowane po upływie pewnego czasu.

Należy zwrócić również uwagę na doniesienia Instytutu im. Maxa Plancka w Lipsku.  Za pomocą tomografów rezonansu magnetycznego pozwalających śledzić czynności mózgu obserwowano grupę osób podejmujących decyzję. Okazało się, że już siedem sekund przed podjęciem świadomego postanowienia można było zobaczyć na obrazach mózgu, jak będzie ono wyglądać. Mimo to jednak, że możemy nie mieć bezpośredniego wglądu w działanie naszego mózgu, możemy mieć introspekcyjną świadomość jego efektów.

Ostrej krytyce poddali introspekcję Richard E. Nisbett oraz Tim DeCamp Wilson. Na drodze empirycznych badań dowiedli oni, że opisy procesów myślowych uważane przez samych badanych za introspekcję, często okazują się po prostu wymyślonymi hipotezami. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że podanie błędnego sprawozdania ustnego dotyczącego procesu myślowego nie musi oznaczać, że introspekcja nie zaszła. Nawet jeżeli przyczyny złości nie zostały wskazane, zaszła przecież świadomość doświadczenia tego uczucia, niezbędna, aby móc wysnuwać hipotezy dotyczące jego przyczyn. Istnieją również sytuacje, w których „błąd introspekcyjny” nie jest możliwy. Trudno znaleźć osobę, która zapytana o otrzymanie sumy dodawania w wysokości pięć, odpowiedziałaby „po prostu dodałam dwa do dwóch”.  Można więc zaliczyć tutaj wszystkie procesy mające na celu stworzenie Kantowskich sądów syntetycznych a priori.

Podsumowując, należy odpowiedzieć na pytanie: „czy introspekcja istnieje?”. Osobiście skłaniam się ku stwierdzeniu, że tak. Jest ona jednak zasadniczo podświadomym, receptywnym procesem, a jej zakres jest mocno ograniczony. Introspekcja może odpowiedzieć nam na pytanie, czy jesteśmy/byliśmy w danym momencie smutni, nie powie nam jednak dlaczego. Dużo skuteczniejsza okazuje się w czasie analizy procesów czysto myślowych jak wykonywanie „w pamięci” obliczeń matematycznych, udzielając nam chociażby, jak to zauważył Armstrong, informacji o obecnym stanie obliczeń. Dlaczego jednak wybraliśmy niebieską sukienkę, a nie czarną? Na to pytanie musimy szukać odpowiedzi gdzie indziej.

Fizyczna zasada nieoznaczoności Heisenberga mówi nam, że istnieją takie pary wielkości, których nie da się jednocześnie zmierzyć z dowolną dokładnością. Akt pomiaru jednej wielkości wpływa na układ tak, że część informacji o drugiej wielkości jest tracona. Sam fakt dokonywania pomiaru zaburza jego wynik. Chociaż regułę tę stosuje się przede wszystkim w badaniach fizycznych, podobny problem zachodzi w czasie obserwacji psychologicznych, co zauważył zresztą Wittgenstein. Sam fakt obserwacji konkretnych stanów psychicznych zmienia stan psychiczny naszego umysłu.

Jak w takim razie możemy dojść do jakichkolwiek wniosków dotyczących introspekcji? Z pomocą mogą przyjść nam dwie rzeczy: „mądrość tłumu” oraz coś na kształt Sokratejskiej metody majeutycznej.

Amerykański dziennikarz ekonomiczny i publicysta James Surowiecki przytacza na początku swojej książki „The Wisdom of Crowds” anegdotę związaną z postacią jednego z prekursorów statystyki, Francisa Galtona. Powiada się, że w roku 1906 odwiedził on wiejski festyn, dzięki czemu mógł być świadkiem interesującego, z jego punktu widzenia, konkursu. W jego ramach wszyscy chętni mogli spróbować odgadnąć wagę wołu. Jak można się było tego spodziewać, żadna osoba nie zgadła poprawnie. Francis Galton spisał jednak wszystkie zaproponowane wagi, dodał je do siebie i wyciągnął średnią.
Otrzymany wynik: 1197 funtów. Faktyczna waga wołu: 1198 funtów.

Na tym właśnie polega zasadniczo „mądrość tłumu”. Kiedy zbieramy dane od wielu różnych obserwatorów, ich błędy znoszą się wzajemnie. Czy w takim razie możemy przyjąć taką samą metodę przy badaniu introspekcji? Jeżeli zbierzemy dane od wielu różnych osób, być może będziemy w stanie wyeliminować indywidualne błędy i dotrzeć do prawdy. Jakiego typu dane możemy zbierać w ten sposób?

Zdaje się, że najlepszym źródłem takich danych będzie używany przez nas na co dzień język. Występuje w nim bowiem wiele zwrotów, konstrukcji, metafor, które, być może, mogą okazać się przydatne. Wiele z nich opisanych zostało przez G. Lakoffa oraz Marka Johnsona w książce „Metafory w naszym życiu”. Szczególnie istotne są tu dla nas metafory ontologiczne, w których to różne pojęcia abstrakcyjne takie jak honor, miłość traktowane są jako przedmioty fizyczne. Ponieważ są one powszechnie używane („znalazłem sens życia”), można domniemywać, że warunkują one w pewien sposób myślenie człowieka.

Jakie można wynieść z tego wnioski dotyczące introspekcji? Można domniemywać, że skoro sposób myślenia człowieka jest na różne sposoby warunkowany przez czynniki zewnętrzne, tak i myślenie o myśleniu (introspekcja), należąc do tej samej kategorii procesów, różniąc się wyłącznie obiektem obserwacji a nie metodą, podlega temu wpływowi. Czy w takim razie introspekcji można się nauczyć? Człowiek posiada wiele zdolności, które wydają mu się naturalne, ale musiał się ich nauczyć. Ludzie nie posiadają od urodzenia zdolności mowy, zdolności chodzenia, posiadają tylko pewne predyspozycje do ich nabycia. Można więc uznać, że chociaż człowiek posiada pewne predyspozycje do obserwacji stanów psychicznych, nie musi to oznaczać, że zawsze ich dokonuje. Tak jak dziecko uczy się rozpoznawać kształty, dorosły uczy się rozpoznawać stany psychiczne. Tłumaczy to rozbieżność między sprawozdaniami słownymi z procesów psychicznych, a ich stanem faktycznym. Możliwe, że pewne stany psychiczne zostały zaobserwowane, nie zostały jednak właściwie sklasyfikowane przez naszą świadomość.

Zmienia to w pewien sposób nasze rozumienie procesu introspekcji. Posługując się analogią do zmysłu wzroku: czym innym jest zauważenie trójkąta a rozpoznanie go. Tak więc nie można uznawać obserwacji stanów psychicznych i ich analizy za jednorodny proces. Analiza stanów psychicznych jest zdolnością a nie zmysłem, zaś analogicznie ich obserwacja jest zmysłem a nie zdolnością.

Odwołując się do mądrości tłumu wysnuliśmy więc konkretny wniosek dotyczący introspekcji, który zasadniczo skłania nas ku podzieleniu jej na obserwację introspekcyjną i analizę introspekcyjną. Ta pierwsza może zostać w zasadzie zrównana do świadomości ogólnie, jest przyrodzona każdemu człowiekowi, nie wymaga praktyki. Analiza natomiast jest już wyuczoną zdolnością. Możemy wyobrazić sobie człowieka upośledzonego pod względem zdolności do analizy introspekcyjnej, który nigdy nie spotkał się z żadnym zewnętrznym przejawem posiadania jakichkolwiek stanów emocjonalnych, nie usłyszał na nie żadnych nazw. Będzie on ich jednak z całą pewnością świadomy, będą one kontrolowały jego zachowania. Nie możemy jednak być pewni, czy będzie on w stanie wymyślić na nie jakieś nazwy, czy będzie umiał wyróżnić czynniki zewnętrzne, które je u niego wywołują, czy będzie w stanie je „uchwycić”.

Mądrość tłumu dostarcza nam również informacji na temat umysłu człowieka za pomocą tak zwanej „wiedzy powszechnej”. Są po prostu rzeczy, które każdy wie. Każdy wie, że spóźniające się pociągi są denerwujące. Wiedza o tym przez jakie sytuacje wywoływane są konkretne stany emocjonalne, może być swoistą średnią analiz introspekcyjnych całej ludzkości. Tak więc nawet jeżeli introspekcyjna wiedza poszczególnych jednostek obarczona jest dużym marginesem błędu, jest on niwelowany przez dużą ilość osób dokonujących tej analizy.

Próbując wysnuwać wnioski dotyczące introspekcji, można odwołać się również do sokratejskiej metody majeutycznej. Jest to proces wydobywania z człowieka pewnej ukrytej wiedzy. W kontekście introspekcji wiedzą taką będzie wiedza o pewnym stanie psychicznym. Odwołując się do przykładu eksperymentu Nisbetta oraz Wilsona dotyczącego efektu placebo: chociaż osoby badane same zaprzeczały, że ich zwiększona odporność na natężenie elektryczne może być przyczyną efektu placebo, zgodnie uznały zajście takiego efektuu innych osób za prawdopodobne. Możemy więc uznać, że posiadały one na tyle bogaty zasób wiedzy o działaniu umysłu, żeby obiektywnie uważać zachodzenie efektu placebo za prawdopodobne. Skąd jednak nabyły taką pewność? Dlaczego żadna z nich nie uznała takiej hipotezy za niedorzeczną? Najprawdopodobniej zdobyły tę wiedzę na drodze introspekcji. Niezastosowanie takiej zasady w momencie analizy swojego własnego zachowania nie wynika więc z jej braku, lecz prawdopodobnie z tego, że inna hipoteza wydawała się w tym konkretnym przypadku bardziej prawdopodobna.

Tak więc każdy człowiek dysponuje pewną wiedzą o działaniu swojego umysłu, czasami nie jest jej po prostu świadomy, musi wydobyć ją na światło dzienne. Dobrze ilustruje to pamiętna scena z opowiadania Tadeusza Borowskiego „Proszę państwa do gazu”. Główny bohater, więzień Tadeusz, w czasie pracy przy rozładunku transportu kolejowego, który przyjechał właśnie do obozu, opowiada swojemu przyjacielowi Henriemu o ogarniającej go wściekłości i zniechęceniu. Co ciekawe, nie jest on zdenerwowany na strażników więziennych, pogodę, lecz na właśnie przybyłych ludzi. Obiektywnie analizując tę sytuację, wiemy jednak, że nie jest on zezłoszczony konkretnie na ludzi, którzy przyjechali: drażni go panujący upał, zniechęcające sceny, których jest świadkiem. Tak też kwituje to jego przyjaciel: „Męczy cię rampa, buntujesz się, a złość najłatwiej wyładować na słabszym”, ukazując tym samym faktyczną przyczynę wściekłości Tadeusza.

Na podstawie zebranej dotychczas wiedzy o działaniu umysłu możemy spróbować stworzyć jakiś wiarygodny schemat introspekcji. Mamy więc zasadniczo dwa procesy podpadające pod pojęcie „introspekcja”: obserwację introspekcyjną polegającą na zarejestrowaniu przez JA-obserwatora procesów JA-obserwowanego, oraz analizę introspekcyjną polegającą na kategoryzacji, klasyfikacji, nazywaniu, tworzeniu hipotez dotyczących stanów psychicznych. Paradoksalnie, całą tę pracę można uznać za pewną, wysoce skomplikowaną formę takiej analizy.

Obserwacja zachodzi cały czas, nawet jeżeli nie jesteśmy świadomi. Jest ona zmysłem, czymś wrodzonym, warunkującym zasadniczo samą możliwość istnienia świadomości. Wszystko, co zostaje zachowane w pamięci,  może zostać później przywołane w ramach procesu retrospekcji. Nie udziela nam „czystych” informacji o sposobie zachodzenia procesów myślowych, skupiając się głównie na ich produktach (Nie wiemy jak przypominamy sobie rzeczy, tak samo jak nie wiemy, jak zginamy ręce). Może być tak kiedy zachodzą one poziomie podświadomym, wymykającym się próbom wtłoczenia w ramy językowe. Istnieją jednak pewne ich „echa” służące nam do oceny prawdopodobieństwa niektórych hipotez dotyczących działania umysłu.

Analiza jest już jednak czymś zupełnie innym, zachodzi ona bowiem w wyniku świadomego działania. Nie jest ona procesem wrodzonym, absolutnie niezależnym od czynników zewnętrznych, w wyniku czego podlega ona błędom. Można jednak się jej uczyć, wraz ze wzrostem doświadczenia w zakresie analizy introspekcyjnej oraz ogólnej wiedzy o świecie, zwiększa się trafność naszych hipotez. Należy zaznaczyć, że mając za swój przedmiot stany psychiczne, analiza nie może istnieć bez obserwacji, tak jak nie można zasadniczo patrzeć na nic siedząc w ciemnej piwnicy bez światła. Analiza prawdopodobnie jednak nie zachodzi równolegle do obserwacji ze względu na ograniczone zdolności ludzkiego umysłu. Jeżeli jednak obserwacja zaszła w przeszłości, a jej wynik zachował się w pamięci, analiza może uzyskać dostęp do przedmiotu swoich badań za pomocą procesu retrospekcji, czyli przypominania sobie dokonanych obserwacji introspekcyjnych.

Zakończenie

Zdawałoby się, że ludzkie procesy myślowe jako coś stanowiącego podstawę naszego bytu, warunek konieczny istnienia świadomości, powinny być dla nas czymś oczywistym i doskonale wiadomym. Paradoksalnie okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. Przecież gdyby natura tych procesów była nam doskonale znana, cała ta praca byłaby bezzasadna, niepotrzebna oraz pozbawiona sensu.

Wcale jednak nie oznacza to, że niemożliwym jest dojście do jakichkolwiek ustaleń dotyczących procesów introspekcyjnych. Jak wyraźnie pokazuje nam pierwszy rozdział, zagadnienie to podejmowało już bardzo wielu wybitnych myślicieli, co wyraźnie ukazuje nam stopień skomplikowania tego zagadnienia. Nieśmiałe ustalenia na temat introspekcji łatwo można podważyć. Tak więc, chociaż brzmi to dosyć przewrotnie, pomocnym narzędziem przy odkrywaniu prawdziwej natury naszych własnych procesów psychicznych okazuje się analiza cudzych oraz odwołania do wspólnych elementów ustaleń większych grup ludzi, co umożliwia nam swego rodzaju wyjście poza ograniczenia naszego indywidualnego postrzegania świata i dojście do konkretnych wniosków.

Rozważając zagadnienie introspekcji, trudno jest znaleźć jasne odpowiedzi na zadawane pytania. Widzimy jednak, że istnieje pewna świadomość naszych procesów psychicznych. Nie musi koniecznie dochodzić ona do najniższych ich poziomów, do stanów elektrycznych naszych neuronów, żebyśmy mogli mówić o świadomości stanów psychicznych. Może być tak dlatego, że pewne fundamentalne czynności zachodzą na poziomie niewyrażalnym w języku mówionym. Tak czy inaczej, zaprzeczanie możliwości jakiejkolwiek obserwacji naszych procesów psychicznych byłoby w istocie odmawianiem człowiekowi świadomości myślenia w ogóle.

Z drugiej strony, nie można bagatelizować argumentów przeciwko introspekcji. Procesy podświadome i błędy przy analizowaniu naszych własnych motywacji oraz procesów myślowych wskazują nam, że zakres bezpośredniej obserwacji naszych własnych stanów psychicznych nie jest absolutny oraz nieograniczony. Nawet jeżeli jednak nie mamy pewności, skąd pewne myśli wzięły się w naszej głowie, wiemy, że te myśli się w niej znalazły. Analizując zarówno samą myśl (na drodze retrospekcji), jak i sytuację, kontekst,
w którym się ona pojawiła, możemy mimo wszystko dojść do logicznych i spójnych wniosków. Zdołaliśmy między innymi wyróżnić procesy obserwacji oraz analizy introspekcyjnej.

Nauka cały czas idzie do przodu. Być może za kilkadziesiąt, kilkaset lat odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące introspekcji będą już oczywiste, a bezduszne roboty-psychiatrzy będą rozkładać ludzkie umysły na czynniki pierwsze. Przykład teorii atomistycznej Demokryta z Abdery pokazuje nam jednak, że nawet mając ograniczoną wiedzę i skromne środki, możemy znaleźć się bardzo blisko prawdy.

Człowiek jest istotą żądną wiedzy, czującą w sobie nieodpartą chęć obserwowania, analizowania i opisywania otaczającego go świata. Jednak jednym z najbardziej fascynujących go zagadnień jest on sam. Tak długo jak żyjemy, jesteśmy skazani na swoje własne towarzystwo. „Utknęliśmy tu razem. Wygląda na to, że spędzimy trochę czasu w tej windzie, nim nasze drogi się rozejdą. Dlaczego by więc nie poznać się lepiej?” – coś takiego mógłby powiedzieć zniewalająco przystojny główny bohater komedii romantycznej do swojej przyszłej żony. Badacze tajemnic ludzkiej psychiki, psychologowie, psychiatrzy, neurolodzy, filozofowie umysłu, składają bardzo podobną propozycję. Różnica polega na tym, że składają ją samym sobie i sami ją przyjmują.


Filip Bieńkowski – absolwent XXXIII Liceum Ogólnokształcącego Dwujęzycznego im. Mikołaja Kopernika w Warszawie. Finalista XXIX i laureat XXX Olimpiady Filozoficznej. Student MISMaP na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się technologią i jej wpływem na życie człowieka, a w szczególności zagadnieniami rozwoju sztucznej inteligencji i rzeczywistości wirtualnej.

 

 

Autor ilustracji: quickshooting

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy